Entropia Obrazu Entropy of Image
Fotografie z tej serii były prezentowane w krakowskiej Galerii SARP oraz w australijskiej Webb Centre Gallery w Brisbane. Za ten projekt otrzymałem nagrodę w Międzynarodowym Konkursie Mifa w kategorii: moving images-collage oraz wyróżnienie za zdjęcia w kategorii fine arts. Projekt został również wyróżniony w konkursie International Photography Awards (IPA).
transcedentalny jest moment a nie mechanizm utrwalania czy nośnik
Nie można przejść obojętnie obok prac Krzysztofa Jabłonowskiego. Nic w nich nie jest jednoznaczne. Nie wiadomo, gdzie zdjęcia były robione. Nie wiadomo, co przedstawiają. Nie wiadomo, jaki miał być ich temat. A jednak jest w nich coś ciepłego i swojskiego. Patrząc na niepokojąco znajome, a jednocześnie w jakiś sposób obce zdję cia, z których każde opowiada inną historię, czujemy się, jakbyśmy przekraczali niewidzialną granicę czyjejś intymności. Zadajemy so bie pytania: Czy to jeszcze nostalgia czy już natręctwo? Czyje są te utrwalone historie? Czy mam prawo je oglądać?
„Entropia Obrazu” jest bardzo tajemniczą pracą. Tajemnicze to za mało powiedziane, więcej: fotografowane przedmioty – niczym uma rli ludzie – zdają się należeć do innej rzeczywistości, do świata po drugiej stronie. Po drugiej stronie czego? Kliszy filmowej, obiekty wu, nośnika? Być może. Jedno jest pewne, te prace istnieją same w sobie. Są nienaruszone. Współistnieją ze sobą. Podlegają tym samym prawom. Ich kadry stają się przesłoną obiektywu. Istnieją w dalszym ciągu poza wytyczonymi ramami.
Rytm, kompozycja, dekompozycja, rekompozycja. Tym, co jest w tych zdjęciach ważne to upływ czasu. Transcendentalny jest moment, a nie mechanizm utrwalania czy nośnik. To są Polaroidy, przetwa rzane w ciagu kilku sekund. Wystawione później na działanie czasu, stają się czymś innym, niż były na początku. Są echem, wspomnieniem dawnych siebie, bo podobnie jak w przypadku echa, tylko częściowo przypominają swoją pierwotną postać.
Przejście od tajemnicy do mistycyzmu odbywa się w przypadku tych prac w sposób niemożliwy do uchwycenia. Właściwie nie ma w tym żadnego ruchu, żadnej dynamiki. Wszystko odbywa się samoistnie i ta samoistność jest ich atrybutem. Jabłonowski pyta nie tylko o sposób, w jaki postrzegamy, ale także o sposób, w jaki to dokumentujemy, a tak że o sposób, w jaki opowiadamy, o tym, co widzimy sobie oraz innym. I o tym, jak się przekonujemy, że nic prócz chwili, nie jest dokładnie zdefiniowane. I o tym, jak ta chwila nieustająco staje się przeszłością.
Iason Yannakos
przypadek – atrybut chaosu
Fotografia, poza jej oczywistą rolą zapisu i archiwizacji danego obiektu, jest także dowodem na obecność jej autora jako świadka momentu, w którym powstała. Tak więc dana fotografia łączy pod miot z przedmiotem pomostem świadectwa wzajemnego współist nienia w danej chwili. Przyjmując zatem definicję momentu jako niezmiennego punktu w czasie, wynika z tego, iż jest on obdarzony monotonną trwałością. W konsekwencji autor identyfikujący się z danym momentem, świadomie lub nie, dokonuje również próby identyfikacji z jego atrybutami. Do tych najistotniejszych należy być może wieczność – tożsama z nieśmiertelnością – jednym z naj głębszych ludzkich pragnień.
„Entropia obrazu” kwestionuje trwałość momentu, sugerując iluzoryczną naturę celu, który motywuje powyższą identyfikację. Dokonane jest to poprzez ujawnienie istniejącej możliwości rein karnacji momentu. Odrodzenie jest głównie transformacją formy, niemniej jednak jest to proces obdarzony zmiennością, która z ko lei stoi w opozycji do trwałości. Metodę, jaką Krzysztof wybrał do zilustrowania tej idei, jest ożywienie serii polaroidów z „kostnicy obojętności”. Autor zaprasza do tego misterium jeszcze jednego twórcę – Przypadek – atrybut chaosu.
Projekt ma także szerszy kontekst: jest głosem w ponad dwutysiąc letniej dyskusji obejmującej zagadnienia zmiany i czasu, a w szcze gólności paradoksalnej natury pojęcia „momentu”. Zainicjowali ją w zachodniej kulturze Eleaci i Heraklit. Ponieważ jeśli przyjmiemy, że czas składa się z momentów, które są zaledwie nieruchomymi i niezmiennymi chwilami, to paradoksalną tego konkluzją jest to, że substancją czasu jest jego własna nieobecność.